на главную | войти | регистрация | DMCA | контакты | справка | donate |      

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z
А Б В Г Д Е Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Э Ю Я


моя полка | жанры | рекомендуем | рейтинг книг | рейтинг авторов | впечатления | новое | форум | сборники | читалки | авторам | добавить



Kiedy's

– Dwadzie'scia po pierwszej, co ja tu robie?

– Po dwunastej.

Odwr'ocil sie, niebieska pizama zniknela w drzwiach, kt'ore nigdy nie zostaly dobrze dopasowane.

– Dobranoc. – Przytlumiony glos ni'osl sie ze schod'ow w puste mieszkanie. – Nie sied'z za dlugo.

– Nie bede. Dobranoc.

Papieros zsuwal sie z popielniczki na obrus. Podniosla go do ust i spojrzala na zegarek. Siedemna'scie po dwunastej. Za'snie, za chwile za'snie i nie zauwazy, ze jej nie ma. Ale jeszcze nie mozna podej's'c do telefonu. Jeszcze za wcze'snie, mimo ze tak p'o'zno. Przesunela palcem po klinkierze pokrytym sadza.

Tak przeciez nie moze by'c. Ogarnelo ja zmeczenie. Wszechogarniajace zmeczenie wieczna ucieczka przed wsp'olnym p'oj'sciem spa'c, przed wsp'olnym porannym wylegiwaniem sie w l'ozku, przed wsp'olnymi spacerami. Jak dlugo mozna udawa'c, ze pilna robota na jutro jest konieczno'scia? Ze najlepiej jej sie pracuje w nocy? Bo w dzie'n, sam rozumiesz…

Moze rozumial, moze sie domy'slal, moze podejrzewal, ze po prostu chce by'c sama. Bez powodu.

Pieklo wybrukowane dobrymi checiami. Dobre checi zmontowane z nieustajacych drobnych niedom'owie'n w imie nieranienia. A w 'srodku proste, nieskomplikowane klamstwa. Bala sie, ze kiedy's ja Tam zaprowadza. Ze w ko'ncu nie da sie tego unikna'c, a juz na pewno w tej sprawie nie bedzie mozna nic a nic oszuka'c.

Telefon kusil coraz bardziej. Zadzwoni'c juz! Dwa kr'otkie sygnaly, rozlaczy'c sie, odczeka'c dwie minuty, z zegarkiem w reku, i znowu sie polaczy'c. Je'sli jest, je'sli moze podej's'c do telefonu, je'sli moze rozmawia'c – uslyszy jego cieply glos przez moment.

Wtedy bedzie miala do's'c sily, zeby znie's'c niechciany dotyk swojego meza, kiedy juz wejdzie do malze'nskiego l'ozka. Mimowolne spotkanie dw'och obcych cial. Odwracal sie przez sen w jej strone i ciepla senna reka przysuwal ja blizej. Bez milo'sci.

A ona dretwiala z rozpaczy, ze to nie ta reka, nie ten czlowiek, i pieklo otwieralo sie coraz szerzej. Ale tez mogla sobie wyobraza'c, ze to nie on. Tylko ze wtedy chwilowa, czysto zmyslowa przyjemno's'c przenosila ja poza brame piekla. Ze sterczacymi sutkami i cialem przygotowanym nie do tej milo'sci odwracala sie do okna i dlugo nie mogla zasna'c.

Grzech. To jest wla'snie grzech.

Na g'orze skrzypnely drzwi. Odskoczyla od kominka, siegnela po rozlozone na stole kartki. Niech nie wie, ze nic nie robi. Niech sie jeszcze nie dowie, jeszcze nie teraz.

Poczula sie jak uczennica zlapana przez rodzic'ow na paleniu papieros'ow. Jak dzi's pamieta to uczucie. Stala na balkonie w 'sniegu po kostki, ojciec polozyl jej reke na ramieniu. Co robisz, co ty wyprawiasz!!!

Nigdy juz nie da sie tak glupio przylapa'c. To 'smieszne. To dziecinne. Ma prawo siedzie'c we wlasnym domu i nie udawa'c. Czego nie udawa'c? Odlozyla kartke. Odbite linie papilarne jej usmolonych palc'ow zdobily g'orny prawy r'og.

– Czy ty musisz o tej porze pali'c?

– Nie mozesz spa'c? – Pytania byly lepsze niz odpowiedzi. – Napij sie mleka.

Napiecie rozlewalo sie w pokoju jak olej. Tluste, nie do usuniecia.

– To pomaga. – Zdobyla sie na troske w glosie. – Przynie's'c ci?

– Dlaczego siedzisz po nocy? Czy ty to robisz specjalnie?

Siadl przy niej i wzial do reki kartke maszynopisu.

– Naleje ci. – Podniosla sie.

Za szybko.

Musi uwaza'c. Musi caly czas uwaza'c na to, co robi. Nie za szybko, nie od razu, nie za troskliwie. To budzi podejrzenia. Lod'owka, karton mleka, chude, 0,5%, nie wiecej. Powinna rozcia'c nozyczkami – rano nie bedzie afery, ale moze lepiej, zeby lekkie spiecie zaiskrzylo z rozerwanego kartonu. Pretekst. Szukanie pretekst'ow, wieczna manipulacja.

– Co ty tam robisz?

– Szukam nozyczek.

– W lewej szufladzie, chyba ze jak zwykle nie odlozyla's na miejsce.

O, to lepiej. Jak zwykle. Juz nie trzeba udawa'c. Mozna sie lekko naburmuszy'c. I tak nici z dzisiejszego telefonu. Za to moze by'c niezadowolona. Rozerwala karton palcami. Nier'owno. Mleko lalo sie poszarpanym strumieniem do szklanki.

Postawila ja na stole.

– Jest po pierwszej. Dlugo bedziesz siedziala?

– Nie wiem. Mam tyle do zrobienia.

Czas minal. Minela najcenniejsza godzina – miedzy dwunasta a pierwsza w nocy, kiedy mozna bylo zadzwoni'c, uslysze'c dwa sygnaly, poczeka'c dwie minuty i zadzwoni'c raz jeszcze, uslysze'c tamten glos i zasna'c spokojnie z tym wspomnieniem.

Czas minal.

– Ide spa'c – powiedziala w tlusta oliwe. – Dobranoc.



предыдущая глава | Podanie O Milosc | cледующая глава